Wycieczka na jarmark… czy może zdobycie Berlina?

Powiększ obraz

Berlin, stolica Republiki Federalnej Niemiec, jednego z bardziej liczących się krajów w Europie, który słynie z trzech rzeczy: Oktoberfestu, Tego, Którego Nazwisko Znają Wszyscy i jarmarków świątecznych! Właśnie z tej ostatniej okazji (choć znam osoby, które chciałyby pojechać i na święto piwa) wybraliśmy się, pod opieką pani Krzyżańskiej i grona innych nauczycieli, na wycieczkę do tej europejskiej metropolii.

Europejskość pośród betonu.

Samą wycieczkę mogę określić jako udaną. Doprowadziłem do upadku Reichstagu (niemieckiego parlamentu), zobaczyłem Bramę Brandenburską, bez  gustu zaprojektowaną ambasadę Arabii Saudyjskiej, zjadłem co nieco (naprawdę mają dobre jedzenie na tych jarmarkach), widziałem fragmentu Muru Berlińskiego i w dodatku nie było żadnych afer!

Jednak, co do samego miasta. Berlin nie przypadł mi do gustu. Mój przyjaciel bardzo trafnie stwierdził, że jest to pomieszanie typowej europejskiej stolicy i amerykańskiej betonowej dżungli. Budynki tam są wysokie, a pomiędzy nimi na ulicach jeździ ogrom samochodów najróżniejszych marek.

Bardzo zaskoczyło mnie również to, że przed budynkiem Reichstagu nie ma chodnika, a przechodnie spacerują po ubitej ziemi na ogromnym zielonym placu. Ci Niemcy to są trochę dziwni.

Podróż umilona przez kierownika.

Tak właściwie droga nie była taka zła. Było nas sporo i jechaliśmy dwoma autobusami. Około godziny 11 wysiedliśmy przed East Side Gallery. Nim jednak do tego doszło musieliśmy przeżyć  prawie czterogodzinną podróż. Na szczęście byliśmy przygotowani na wszystko- naładowane telefony, kolega u boku, słuchawki i cokolwiek, o czym jeszcze pomyśleliście. Prawdziwymi szczęściarzami byli ci, którzy siedzieli z przodu autobusu i mogli posłuchać opowieści kierownika wycieczki, co bardzo umilało podróż i poszerzało nasze horyzonty.

Berlin – kolorowe miasto.

Jak wspominałem, nasze zwiedzanie rozpoczęliśmy od East Side Gallery, największej na świecie galerii sztuki na powietrzu. Składa się na nią długi fragment Muru Berlińskiego na którym znajdują się obrazy artystów z całego świata, które nawiązują do przeszłości oraz wolności, tak przecież cennej. Następnie wyruszyliśmy do jednego z głównych celów naszej wycieczki- jarmarku bożonarodzeniowego, który jest znacznie większy niż te z naszego rejonu. Ogólnie rzecz biorąc to z takimi wydarzeniami jest jeden duży problem, nie lubię kupować chińskich akcesoriów od Rumuna w Niemczech. A w dodatku Niemcy każą za wszystko sobie płacić! Jednak na jarmarku jest duży wybór jedzenia ( w tym słodyczy), więc każdy znajdzie coś dla siebie.

Po godzinie spędzonej na pływaniu wśród ludzi i stoisk, wyruszyliśmy autobusem na Plac Poczdamski, gdzie usłyszeliśmy o historii tego miejsca oraz zobaczyliśmy na własne oczy pierwszy w Europie gmach Sony. Z placu wybraliśmy się na spacer w kierunku Reichstagu, mijając Pomnik Pomordowanych Żydów, po drodzę walcząc z największym wrogiem całej wycieczki, sygnalizacją świetlną, która nigdy nie potrafiła poczekać, aż przejdzie cała grupa.

Wreszcie znaleźliśmy się przy niemieckim parlamencie, usłyszeliśmy o jego historii, ciekawostkach oraz o niemieckim kanclerzu, jednak nie poznałem odpowiedzi na najważniejsze pytanie, dlaczego tam za chodnik służy goła ziemia? Nawet w mojej wsi mamy brukowane chodniki.

Wracając  przeszliśmy przez Bramę Brandenburską, nie jak zwycięzcy jej środkiem, lecz bocznym wejściem. Po wspólnej fotografii wyruszyliśmy w głąb Berlina podziwiając architekturę (niektórzy również samochody).

Kolejnym postojem był pomnik Fryderyka Wielkiego, muszę przyznać, że przypadł mi do gustu. Następnie przeszliśmy obok Berliner Dom, majestatycznej katedry, by dostać się do Muzeum Pergamonu.

Muzeum jest piękne. W jego posiadaniu znajduje się ogromna ilość zbiorów ze Starożytnego Wschodu oraz początków islamu. Zalecane jest, by muzeum zwiedzać w pierwszej kolejności, ponieważ człowiek wykończony całodniowym chodzeniem może nie dać rady w pełni cieszyć się tym miejscem.

Poza tym muzeum ma jeden duży minus. Nie przy wszystkich eksponatach znajdują się opisy po angielsku i trzeba sobie radzić albo z niemieckim (niepolecane) lub z własną wyobraźnią (dobre ćwiczenie dla mózgu, jeżeli ktoś by mnie spytał).

Ze starożytności brutalnie przenieśliśmy się we współczesność, lądując na ostatnim jarmarku. Bardzo podobnie jak na pierwszym, dużo ludzi, jedzenia i innych szpargałów. Przy okazji, kolega prosił przekazać, by nie jeść wegańskiego burgera w Macku.

Ten jarmark zwiedzaliśmy już po zmroku, więc dla wprawnego oka, które nie zauważało ogromnych tłumów ludzi, mógł mieć on nawet jakiś urok pośród tych wszystkich światełek.

To był ostatni punkt naszej wycieczki, więc wsiedliśmy do autobusów i wyruszyliśmy do domu.  Pod szkołę dojechaliśmy już późno w nocy. Droga powrotna była znacznie przyjemniejsza. Wszyscy byliśmy  wykończeni całodniową wycieczką i nawet kierownik nie był już skłonny do snucia opowieści.

Tak oto uczniowie LO w Puszczykowie zdobyli Berlin.

/Jan Kaczmarek/